Dokonałam pewnego odkrycia. Oczywiście nie sama. Odkrycie to jest wypadkową inspiracji różnych ludzi, którzy podzielili się kawałkiem siebie, kiedy ja akurat się przysłuchiwałam. Część tej refleksji już znalazła się w poście “Jak siebie samego” – o tym, żeby nigdy przenigdy w imię miłości nie poniżać siebie.
Moje czy twoje potrzeby?
Ale postanowiłam obserwować dalej. Co się właściwie dzieje kiedy w przypływie miłości zapominamy o swoich potrzebach? Czasem mam wrażenie, że kochamy się nawzajem “na kredyt”. Pozwoliłam komuś na coś w ramach kompromisu i w nadziei, że druga strona zdaje sobie sprawę, że pomysł mi się nie podoba (choć jej tego nie powiedziałam). Skrzętnie przechowuję wspomnienie tego poświęcenia i mam zamiar się na nie powołać przy najbliższej kłótni, użyć go jako karty w negocjacjach. Chcieliśmy “poświęcić swoje potrzeby”, a nie dość, że one ciągle się w środku odzywają i krzyczą, to jeszcze rodzą frustrację. Zgodziłam się na coś, ale jednak liczyłam, że druga strona jednak tego nie zrobi. Jednak weźmie pod uwagę moje pragnienia (których nie wyraziłam, ale przecież “jeśli-mnie-kocha-to-się-domyśli”).
Nie zastanawia Was czasem patrząc na niektóre małżeństwa, jak do cholery tych dwoje ludzi doszło do tego, że stanęli przed ołtarzem? Jak poczęli dzieci, kiedy dziś nie widać ani kropli życzliwości między nimi? To jest właśnie morze przemilczeń, morze “poświęceń”, cała masa problemów zamiecionych pod dywan i urazów zbieranych i pielęgnowanych jak żetoniki.
Najpierw było szalone zakochanie i silna wiara w to, że “z nami tak nie będzie”, potem pierwszy kryzys i przemilczenie, drugie krzywe słowo i zamiast rozmowy o tym, co boli… kolejne przemilczenie. W końcu już nawet nie słyszymy pozytywnych słów, tylko same kąśliwe uwagi, milczymy nadal, aż czara goryczy się wyleje i co?
“Bo ty zawsze … !”
“Bo ty nigdy… !”
Pomysł na miłość bez poświęceń
Proponuję zmienić trochę układ sił. Po pierwsze zapomnieć o poświęceniu. Jeśli poświęcisz swoje szczęście dla ukochanej osoby, to pewnego dnia jej to wypomnisz, będziesz oczekiwać, że się odwdzięczy. Będziesz miał pretekst, żeby na tą osobę wylewać swoje żale, bo “to wszystko przecież dla niej”. Tymczasem pretensje nie do niej, tylko do siebie! Sam chciałeś zapomnieć o sobie, czyj to był wybór?
A więc tak, jestem przeciwna stawianiu swojego szczęścia niżej od szczęścia ukochanej osoby i na odwrót.
Jesteś ważny. Ja jestem ważna. Kropka.
Nie poświęcam siebie dla ciebie, ale współpracuję z tobą dla dobra obojga. Codziennie od początku (bo przecież tego nie da się wypracować raz na zawsze).
Może komuś się to wydać egoistyczne, ale czy (przykładowo) rodzic świadomie poświęcający zdrowie dla dobra egzaminów dziecka i po latach mówiący mu “tyle dla ciebie zrobiłam, a ty teraz chcesz iść swoją drogą” – jest altruistą? Hmmm, jego potrzeby i tak się odezwały. I tak prędzej czy później frustracja urośnie i okaże się, że poświęcał się “na kredyt”. A dziecko zostanie z poczuciem winy, że stało się przyczyną cierpienia rodzica, choć wcale nie zabraniało mu nigdy iść do lekarza, przecież by mu się nic nie stało, gdyby te kilka razy zjadł kanapkę zamiast ciepłego obiadu.
W imię miłości do siebie i do swoich bliskich musimy pamiętać o sobie. Światu niepotrzebni są sfrustrowani ludzie poświęcający swoje potrzeby dla innych. Potrzebni są ludzie radośni, zaangażowani w szukanie szczęścia swojego i innych.
Przesyłam jesienne pozdrowienia!
Sylwia