Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych – Mk 12, 29- 31
„Chcesz iść do nieba to cierp!”
Jest problem. Coś mi przeszkadza. Do tego stopnia, że nie potrafię o tym nie napisać.
Kto właściwie wpadł na to, że wiara albo życie albo i jedno i drugie muszą być drogą przez cierpienie? Na pewno wielu z nas doświadczyło chociaż raz takiego bycia na fali, kiedy proste rzeczy cieszą i śmiejemy się jakoś tak “od środka”. Ma to niewiele wspólnego z jakimś gonieniem za ulotnymi przyjemnościami, do którego tak bardzo chce nas zniechęcić Kościół. Zgadzam się z tym, aby nas do tego zniechęcać. Nie do końca przekonuje mnie jednak to, co często Kościół oferuje nam w zamian. “Miłość to poświęcenie”. “Cierpienie zbliża do Boga”. A więc cierpmy. Poświęcajmy się. Może kiedyś dotrzemy do patetycznej krainy wiecznej szczęśliwości.
A tymczasem ludzie szukają radości
Hmm… Jeśli właściwie nie znamy szczęścia, to skąd mamy wiedzieć, za czym tęsknimy? Czy obraz Nieba należy zbudować sobie na zasadzie przeciwieństw, że jakkolwiek tam będzie, to na pewno na odwrót niż tutaj? Tam już nie będzie tego majestatycznego wręcz cierpienia. Cóż tu powiedzieć – nie przemawia to do mnie. Nie przemawia do wielu młodych ludzi szukających swojej drogi. Zniechęceni do przymusowego cierpienia wolą iść inną ścieżką.
Jak siebie samego
A tymczasem Ewangelia mówi jasno – i wszyscy to słyszeli. “Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Kochaj innych tak, jak kochasz siebie”. Nie jakieś “Poświęć się dla świata” albo “Wybierz cierpienie, by być świętym”. Ewangelia mówi nam coś innego. Nie pogardzaj sobą, nie poniżaj się, nie zapominaj o sobie. Niska samoocena sprawia wrażenie skromności, pokory, ale to tylko fasada. Pod spodem mieszka osoba, która nie szanuje samego siebie – jak więc ma cenić świat? Przecież jej punktem odniesienia jest ona sama, to przez pryzmat siebie patrzy na świat.
Jeśli więc ten pryzmat jest pełen niechęci do samego siebie… Raczej taka osoba będzie miała światu niewiele do zaoferowania. A więc nie mniej, nie więcej, a tak samo jak siebie kochaj innych. Nie udawaj, że to niepotrzebne. Nie uciekaj od samego siebie. Bóg cię stworzył nie po to, żebyś rozpłynął się w powietrzu, ale właśnie po to, byś był naczyniem Jego miłości. Szczęśliwym, ważnym, pełnym życzliwości dla innych. Tej samej życzliwości, którą codziennie ofiarujesz samemu sobie.
Daj znać, co o tym myślisz i wróć do Betlejem!