Na audiobooka „Bóg vs cierpienie” trafiłam kompletnym „przypadkiem” (są takie?). Znalazłam go w służbowym futerale na komputer, który przechodził z rąk do rąk. Jest to nagranie z konferencji ks. Marka Dziewieckiego na temat tego, czy Bóg w ogóle pragnie naszego cierpienia czy może radości. I mnóstwo przykładów.
Pewnego niedzielnego popołudnia postanowiłam więc wysłuchać tej ponad dwugodzinnej konferencji w kilku częściach. Jest dla mnie ważna nie tylko dlatego, że jak każdy inny człowiek na świecie zastanawiam się nad sensem życia i cierpienia, ale także dlatego, że cierpienie to właściwie temat przewodni powieści, którą piszę. A jak wiadomo – w pisaniu najbardziej uwielbiam wszystko, co jest niby posuwaniem się do przodu, ale tak naprawdę tylko kolejną wymówką. Ten audiobook to jednak nie była strata czasu, dla odmiany.
„To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.” J 15,11
Ten fragment jest puntem wyjściowym całego rozważania o cierpieniu. Być może myśl jest nieco ogólna, w każdym razie sprowadza się do prostego przekazu – Bóg nie pragnie naszego cierpienia. Wręcz przeciwnie, przyjął na siebie cierpienie, abyśmy my już nie musieli się poświęcać. Brzmi bardzo prosto, jednak dobrze wiemy, że ludzkie wątpliwości mają niejedno „ale”. Wbrew pozorom te wątpliwości miewają nie tylko osoby niewierzące. W końcu żyjemy w świecie, gdzie dobro stale przenika się ze złem. A może właśnie specjalnie świat taki jest, żeby człowiek nie ustawał w poszukiwaniach?
Ks. Dziewiecki wymienia wiele powodów, dla których człowiek cierpi. Nie chciałabym, aby ten wpis był zwyczajnym streszczeniem konferencji, a więc nie przytoczę ich, również dlatego, aby zachęcić do jej odsłuchania, gdyż można usłyszeć również sporo przykładów. Poruszę jednak to, co mnie najbardziej poruszyło oraz w świetle powszechnego rozumienia chrześcijaństwa może być… dosyć rewolucyjne.
„Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?»” J 18, 23
Nieraz słyszeliśmy lub przynajmniej tak rozumieliśmy przekaz o tym, że chrześcijanin ma być pokorny, naiwny, ugodowy, wręcz… słaby. Kiedy go uderzą, ma dać się uderzyć w drugi policzek oraz pokornie nieść swój krzyż. Nie skarżyć się, nie mścić się. Ks. Dziewiecki zwraca jednak uwagę na bardzo istotny szczegół. Jezus faktycznie w swoim nauczaniu wspomniał o nadstawianiu drugiego policzka, jednak kiedy żołnierz faktycznie go uderzył podczas przesłuchania, Jezus… wcale nie prosi o kolejne uderzenie. Nie próbuje samemu zaatakować – to fakt. Ale też nie uniża się, podejmuje dyskusję.
A więc co z tym nieszczęsnym drugim policzkiem?
Otóż warto zaznaczyć, że Jezus uwielbiał nauczać poprzez przykłady, przypowieści. Fragment z Ewangelii o nadstawianiu drugiego policzka jest częścią szerszej wypowiedzi: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.” Mt 5, 38-42
Łącząc więc literackie porównania z tego fragmentu oraz faktyczną reakcję Jezusa na uderzenie można zauważyć, że pomimo całej pokory i braku chęci odwetu, chrześcijan wcale nie musi, a nawet nie powinien być naiwny i rezygnować ze swojej godności. Czy nie właśnie godność jest jednym z największych darów, którymi Bóg obdarzył człowieka?
Zaraz… jak to chrześcijanin nie powinien być naiwny?
„Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały.” Mt 7,6
To dosyć mocne słowa Jezusa z Ewangelii. Ks. Dziewiecki łączy je z jedną z najbardziej znanych przypowieści – tej o Synu Marnotrawnym. Dobrze wiemy, że żądał on od swojego ojca połowy majątku, wyruszył w świat i wszystko roztrwonił, aż wylądował w chlewie bez środków do życia. Przyznam szczerze, że sama nigdy na to nie wpadłam, ale ciekawym jest to, że miłosierny ojciec nie wyruszył na poszukiwania syna. Czekał na niego z otwartymi ramionami, ale… nie szukał go.
Ks. Dziewiecki porównuję tą sytuację do mylenia miłości z naiwnością, czyli wtedy, kiedy dana osoba przyjmuje i wierzy w tysięczne zapewnienia o rychłej poprawie i zmianie na lepsze. Mówi o żonach, które myją swoich pijanych do nieprzytomności mężów i kładą do łóżka kładąc na twarz grube warstwy podkładu, żeby nie było widać siniaków. Mówi o naiwnych matkach, dla których syn-recydywista jest aniołkiem, który wpadł w złe towarzystwo. Te osoby zachowują się właśnie jak miłosierny ojciec, który szuka swojego syna i namawia go do powrotu. A syn co? Depcze perły i odwraca się plecami. Miłosierny ojciec z przypowieści jednak wiedział, co robi. Wiedział, że jego gorąca miłość niczego nie zmieni.
Tym, co może jednak zmienić człowieka na lepsze jest jego własne cierpienie. To, kiedy nikt nad nim nie stoi i nie współczuje mu, ale czeka w oddali na jego autentyczną zmianę. To dlatego miłosierny ojciec nie szukał swojego syna, a dał mu poczuć konsekwencje zła. To dlatego wiara w tysięczne/milionowe deklaracje naiwnej miłości nie przynoszą żadnych skutków. Okazuje się bowiem, że chrześcijanin nie powinien kochać naiwnie.
Czy można wybrać radość zamiast bólu?
Wierzcie mi, że te kilka myśli absolutnie nie jest nawet 1/5 wszystkich wartościowych treści, którymi podzielił się autor. Mocno doceniam to zaangażowanie, gdyż na mojego maila z dodatkowymi pytaniami na temat konferencji odpowiedział jeszcze tego samego dnia! Czy Was też nurtują różne pytania? Tak długo nad tym rozmyślałam, że pewnego razu… postanowiłam napisać o nich powieść!
Zapraszam do Betlejem wkrótce… Może zdradzę kilka kolejnych sekretów?