Wakacje za nami. Sezon grzewczy powoli puka nam do drzwi, po pierwszym budziku w domu nadal ciemność i nurkuję do szafy po ciepłe swetry. A mimo to wiem, że ten post nie może czekać do przyszłej wiosny, gdyż jeśli każę mu czekać, to… nigdy nie powstanie.
Jakiś czas temu napisałam już kilka słów o swoich przemyśleniach na temat Camino. Tym razem postanowiłam dodać coś praktycznego. Sama szukałam w internecie takich informacji przed wyjazdem na Camino. No, bez przesady. Na pewno nie analizowałam każdego szczegółu i nastawiałam się na częściową spontaniczność, co na Camino wcale nie jest takie głupie. A mimo to mam ochotę podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
1. Wybraliśmy trasę portugalską z Porto do Santiago
Jakieś 250 kilometrów. Można iść dłużej, z Tomar, z Lizbony albo z Fatimy – jednak mało kto ma tyle wolnego czasu. Są też tacy, co długą trasę dzielą na dwa wyjazdy i dopiero po roku dokańczają kawałek i docierają do Santiago. Ja nie zastanawiałam się wiele – po prostu kiedyś, dawno temu usłyszałam opinię, że trasa portugalska jest mniej zatłoczona, niż francuska. Poza tym spodobała mi się myśl, że po drodze zaliczymy dwa kraje. I już.
2. Część trasy przeszliśmy alternatywną drogą nad brzegiem oceanu.
Według naszego książkowego przewodnika, tras z Portugalii jest aż trzy. Camino Portugues, Camino de la Costa oraz Camino Litoral. Ta pierwsza to swego rodzaju trasa główna, druga prowadzi bliżej brzegu oceanu, a trzecia biegnie właściwie plażą wzdłuż brzegu. My zdecydowaliśmy (a właściwie decydowaliśmy po drodze), że w pierwszy dzień pójdziemy sobie samym brzegiem oceanu. Co z tego, że trasa główna wskazywała 28 kilometrów, a wzdłuż oceanu 33? Oj, byłam optymistycznie nastawiona do swoich możliwości… Ostatecznie po 26 kilometrach późnym wieczorem po prostu padliśmy na trawę na jakiś nadmorskim campingu. Jeśli wybieracie się na Camino latem, polecam taką zmianę trasy na jeden dzień, jednak zdecydowanie nie polecam przejścia latem całego Camino nad samym brzegiem. Dlaczego? Przez całą drogę zmagasz się ze sobą, pocisz i sapiesz, a jedyne, co mijasz po drodze to przepiękne panie w bikini, budki z lodami i wakacyjną beztroskę. Nie, to raczej średnio kontemplacyjny klimat.
3. Naszą drogę w pierwszy dzień mocno opóźniło oczekiwanie na otwarcie katedry w Porto
Potrzebowaliśmy bowiem credencial – specjalnego paszportu pielgrzyma. Wiedziałam, że można kupić je gdzieś po drodze, ale jakoś nie byłam pewna, gdzie może być to „gdzieś”. A więc czekaliśmy. Nasz pierwszy dzień rozpoczęliśmy więc dopiero po 9:00, co jest… ogromnym spóźnieniem. O tej porze już od 3 godzin powinniśmy byli być w drodze, żeby uniknąć sierpniowego skwaru (tym bardziej idąc samym brzegiem oceanu). A więc… warto kupić sobie credencial w Polsce.
4. Spodziewałam się, że najbardziej dokuczać mi będzie… całe ciało
A tymczasem bolały mnie właściwie tylko stopy. Ani nogi, ani plecy, nic. Dziwne, prawda? Wielu pielgrzymów całą trasę idzie z kijkami trekkingowymi i moim zdaniem naprawdę warto. Taka trasa dla stóp jest ogromnym obciążeniem.
5. Niewiele zastanawiałam się nad tym, ile kilometrów dam radę przejść
Jakoś zaufałam przewodnikowi. W końcu trasa była podzielona na etapy. Dopiero w drodze zwróciłam uwagę na to, że są to „etapy”, a nie „dni”. Niektóre bowiem liczyły aż 34 kilometry. Zapewne są tacy, którzy potrafią pokonać tyle kilometrów z obciążeniem, a kolejnego dnia wstać i iść dalej. A tymczasem my – po prostu szliśmy tyle, ile daliśmy radę. I ani razu nie było to 34 kilometry.
6. Camino w sierpniu to skwar, jednak wrzesień oznacza tłum
Okazuje się bowiem, że pielgrzymowanie… jest modne i przyciąga tłumy ludzi. Najbardziej zatłoczone miesiące to maj i wrzesień. Może być wtedy problem ze znalezieniem noclegu w albergues, szczególnie dla tych, co planują spać tylko i wyłącznie w tych najtańszych. Efekt? Niektórzy pielgrzymi zrywają się z łóżek przed świtem i nie chcą po drodze zbyt wiele się zatrzymywać, byle tylko jak najszybciej dotrzeć do kolejnego albergue…
7. Polecam Camino Espiritual – alternatywną trasę przed Santiago, dłuższą o jeden dzień
Mój mąż śmiał się ze mnie, że chcę przejść tą trasę tylko dlatego, że ma ładną nazwę, a potem dorobił teorię o tym, jak mieszkańcy okolicznych wiosek postanowili sprowadzić do siebie część pielgrzymów wymyślając dla nich trasę przez swoje miejscowości. Cóż, a może to prawda? Jest jednak na trasie Espiritual jeden odcinek naprawdę niesamowicie piękny – wiedzie wzdłuż strumyka, małych wodospadów, drzew i kamieni. Poza tym – można całkiem legalnie część trasy pokonać łódką!
8. Jeśli chcesz, aby Camino było prawdziwą pielgrzymką to… musisz się o to zatroszczyć sam
O tak. Smutna to prawda. Gdzieś w połowie drogi postanowiliśmy nawet napisać w tej sprawie list do Papieża. Dam znać, kiedy to zrobimy. Okazuje się bowiem, że… wiele kościołów i kaplic po drodze jest zamknięta, a nawet kiedy są otwarte, to nie dzieje się w nich nic, co mogłoby zachęcić te t ł u m y ludzi do modlitwy. W mojej głowie zrodziło się już z tysiąc pomysłów na to, jak można byłoby wykorzystać Camino do ewangelizacji, a tymczasem wielu ludzi pielgrzymuje dla sportu i jakoś nie ma zbyt wielu inicjatyw, by to zmienić.
9. Santiago de Compostela to miasto, które nie śpi
Kiedy już dotarliśmy do celu, nawet nie próbowaliśmy szukać taniego noclegu czy campingu. To była nasza podróż poślubna, nie mieliśmy więc parcia na oszczędzanie. Wylądowaliśmy w przytulnym hoteliku gdzieś na starym mieście, całkiem niedaleko katedry. A tymczasem w nocy borykaliśmy się z konfliktem tragicznym. Albo będzie rześko i nie zaśniemy przy otwartym oknie z powodu hałasu, albo umrzemy w zaduchu i będzie trochę ciszej. Nie zmienia to jednak faktu, że Santiago jest przepięknym miastem, a jeśli po przejściu całej trasy będziecie mieli siłę na nocne życie, to tym lepiej!
10. Jeśli chcesz się dowiedzieć, czym NIE jest Ziemia Święta, to odwiedź franciszkańskie Muzeum Ziemi Świętej w Santiago
To był hit. Muzeum Ziemi Świętej jest idealnym przykładem na to, jak można z czegoś ciekawego zrobić totalną nudę. Kamienie, stare garnki, prastare narzędzia, kilka mozaik i wyrobów z drzewa oliwnego. Do tego kilka wyblakłych zdjęć, tablica z błędami i… najlepsze – gablota pełna żydowskich gadżetów (menora, Tora, pas do modlitwy itp.), a na samym wierzchu… arafatka. Wrażenie zrobiła na mnie tylko kolekcja numizmatów, sięga czasów przed Chrystusem. Reszta… no cóż.
To tyle, jeśli chodzi o zbiór całkiem subiektywnych obserwacji! Cieszę się, że w końcu udało mi się napisać tego posta, gdyż wrzesień… nie był dla mnie łaskawy jeśli chodzi o czas. Mam wrażenie, że całkiem niedawno zaczęłam pisać 2018 zamiast 2017, a tutaj już październik! Jestem pewna, że będę wracać do tych wpisów i zdjęć jeszcze wiele razy. Camino to z pewnością coś niezapomnianego…
Temat Camino to na moim blogu pewien offtopic. Ciekawi Cię jednak także chrześcijaństwo Bliskiego Wschodu, Ziemia Święta i muzyka orientalna? Dołącz do naszej listy mailingowej, gdzie podzielę się z Tobą modlitewną muzyką Bliskiego Wschodu i opowiem o historii i współczesności chrześcijaństwa na Bliskim Wschodzie! Piszę także opowiadania historyczne, które przeniosą Cię na Bliski Wschód!