Stop. Zatrzymaj się

autor: Sylwia Hazboun
Podziel się tym wpisem

Mam wrażenie, że zalogowałam się do panelu administracyjnego mojego bloga z takim wręcz… wzruszeniem. Pewnie dlatego, że to właśnie od strony internetowej o nazwie Dzisiaj w Betlejem zaczęła się ta przygoda. A trochę też dlatego, że gdzieś po drodze zgubiłam to początkowe skupienie, które towarzyszyło mi pisząc pierwsze posty.

Czasem (a może zawsze?) trudne doświadczenia prowadzą nas do odkrycia czegoś nowego lub odkrycia czegoś starego na nowo. W moim przypadku na ziemię sprowadził mnie covid, a razem z nim przytłaczająca izolacja domowa. Chwała Bogu nie potrzebowałam hospitalizacji, ale osłabienie, gorączka i płytki oddech (i utrata węchu i smaku), towarzysząca chorobie izolacja domowa, niepewność oraz siedzenie w internecie w końcu doprowadziły mnie do jakiejś wewnętrznej granicy.

Wydawać by się mogło, że byłam świadoma, jakie spustoszenie w naszych głowach sieje codzienne zalewanie ich tonami informacji, najczęściej kompletnie nieistotnych. Zastrzyki dopaminy towarzyszące przychodzącym powiadomieniom, uzbieranym lajkom i komentarzom to zdecydowanie była „moja broszka”. Nawet nie zauważyłam, jak stopniowo to wszystko zaczęło mieć nade mną władzę i kiedy właściwie przestałam mieć siły umysłowe, by czytać książki, pić kawę bez jednoczesnego przeglądania social mediów czy pisać dłuższe artykuły na bloga.

Dopiero kiedy wszystko poskładało się naraz – osłabienie fizyczne, brak możliwości wyjścia z domu i brutalność informacji, które przelewają się przez internet od jakiegoś czasu, zaczęłam mieć wrażenie, że już po prostu nie jestem w stanie przeprocesować więcej informacji. Ciężko byłoby teraz opisać wszystkie myśli, które przetoczyły mi się przez głowę w tym czasie, jednak już po kilku dniach detoksu informacyjnego, patrząc na wszystko z dystansu odczuwam, jak łatwo jest wpaść w „tryb zombie”. Wystarczy smartfon i pakiet internetu, by po kilku miesiącach z niedowierzaniem odkryć, że niepozorne przeglądanie internetu kończy się spędzaniem z telefonem w ręku kilku godzin dziennie. Nie zauważyłam nawet, że to nie praca zawodowa i prowadzenie bloga, a właśnie zalewanie głowy strumieniem nieistotnych informacji i bezmyślne scrollowanie w nieskończoność skutecznie zabierały mi energię, by tworzyć więcej wartościowych treści, nie tylko muzycznych, ale też blogowych.

Wnioski? Raczej banalne. Mając nieograniczony dostęp do social mediów, które w nadmiarze szkodzą, powinniśmy korzystać z nich rozsądnie, zanim przejmą nad nami kontrolę. Uważać trzeba szczególnie wtedy, kiedy te przyjmowane informacje z nieistotnych clickbaitów stają się brutalne i pełne negatywnych emocji, sprzecznych informacji (a takie dominują internet od jakiegoś czasu). To po pierwsze. A po drugie, mam nadzieję, że Wy także ucieszycie się z tego, że bardzo chciałabym wrócić do dłuższych form tu na blogu. Właściwie cała moja działalność jest nastawiona na to, by niejako sprzeciwić się współczesnym trendom. Nie chcę uczestniczyć w tym pędzie migawkowych informacji, na które przeciętny użytkownik poświęca ułamki sekund i pędzi dalej. Zamiast tego chciałabym dzielić się tym, co głębokie, co wyciszające, co skłania właśnie do tego, żeby się zatrzymać. I tak będę wdzięczna social mediom za to, że większość z Was trafi tutaj właśnie dzięki nim 🙂 Ale mimo wszystko uważam, że potrzebujemy więcej spokoju.

Na koniec chciałabym zostawić Cię z jedną prośbą i jednym prezentem 🙂

Prośba – właśnie trwa zrzutka na wydanie płyty pieśni chrześcijańskich w orientalnym, wyciszającym klimacie. Możesz wesprzeć ten projekt i otrzymać płytę oraz inne prezenty, a przede wszystkim sprawić, że na polskiej scenie muzyki chrześcijańskiej pojawi się coś prosto z Ojczyzny Chrystusa. Poczytaj więcej na stronie zrzutki.

Prezent – jeśli potrzebujesz chwili wyciszenia… Może moja 12-minutowa medytacja Ci w tym pomoże?


Dołącz do naszej listy mailingowej, by odkryć więcej muzycznych inspiracji z Bliskiego Wschodu!


Podziel się tym wpisem

Czytaj również