Styczeń i połowa lutego 2021 roku minęły u mnie w mgnieniu oka. Wszystko oczywiście przez nagrania i inne przygotowania do premiery mojej debiutanckiej płyty. Aby wydać płytę bez wsparcia wytwórni muzycznej, trzeba nie tylko wymyślić słowa i melodie, a potem je zaśpiewać. Stał przed nami cały ogrom innych przygotowań – wśród nich była oczywiście do podjęcia bardzo ważna decyzja – co znajdzie się na okładce płyty, zarówno w jej wydaniu fizycznym jak i internetowym?
Muszę przyznać, że wzięłam się za to dość późno, a okazało się, że to bardzo kluczowa sprawa! Okładka przecież musi jakoś reprezentować ten projekt. Nie chciałam, aby na głównej okładce znajdowało się moje zdjęcie – przede wszystkim dlatego, że płyta nie jest o mnie. Oczywiście sporo w niej „mnie” – to ja napisałam jej teksty/ wybrałam fragmenty z Pisma Świętego, stworzyłam muzykę, zaśpiewałam. Jej sercem jest jednak przede wszystkim modlitwa „Ojcze nasz”.
Ostatecznie główne zdjęcie na okładkę znalazł mój mąż Yousef. To była typowa „miłość od pierwszego wejrzenia”, jak tylko je zobaczyłam, od razu wiedziałam, że TO JEST TO!

Przede wszystkim urzekł mnie ten klimat. Surowy, prosty, daleki od przepychu, do tego „stary”, jakby trwał tam od wieków. Niemalże czuję zapach tego kadzidła patrząc na to zdjęcie. Wygląda jak izdebka do modlitwy w jakimś zapomnianym klasztorze, w którym mimo wszystko ktoś nadal trwa w modlitwie.
I choć kocham potęgę niektórych świątyń, która kojarzy mi się z siłą wiary i absolutnie uwielbiam naturalne echo dużych kościołów, tak myślę sobie, że gdzieś w głębi serca mamy właśnie taką izdebkę – wyjątkowe i niezwykłe miejsce spotkania z Bogiem, które jest w nas od zawsze.
Dołącz do listy mailingowej i poznaj lepiej chrześcijański Bliski Wschód poprzez muzykę!