Czy chrześcijanie na Bliskim Wschodzie są prześladowani?

autor: Sylwia Hazboun
Podziel się tym wpisem

Temat rzeka. Stereotypy mieszają się z faktami, pojedyncze fakty stają się stereotypami. A do tego druga strona medalu – poprawność polityczna i zagłaskiwanie przejawów radykalizmu. Kto ma rację?

Moim zdaniem – po części wszyscy (no, pomijając tylko tych, co absolutnie z tematem nie mieli styczności i opierają się wyłącznie na „wydaje mi się”). Możesz spędzić długie miesiące na Bliskim Wschodzie i nie doświadczyć przejawów prześladowania, a od muzułmanów usłyszeć tylko i wyłącznie słowa o tolerancji i wzajemnym poszanowaniu. Ewentualnie zdarza się też niezrozumienie, że „tak długo tu jesteś i jeszcze nie pojmujesz, że islam to prawdziwa religia?” Takie też miałam doświadczenia. Jechałam na Bliski Wschód z otwartą głową, pełna chęci zrozumienia tej „inności”, przekonania się jak jest naprawdę. A więc tak, żadnego prześladowania nie ma, ISIS to skrajność, sami muzułmanie je potępili, z resztą bojownicy ISIS zabijali również muzułmanów. To wszystko prawda.

No więc co jest nie tak?

Moim zdaniem problem leży głębiej. Po pierwsze, chrześcijanie nie są jedyną prześladowaną religią. Niektórzy twierdzą, że co prawda nie jedyną, ale jednak najbardziej prześladowaną – tego nie wiem. Żydzi uważają, że to oni są najbardziej prześladowani. Na arabskojęzycznych grupach na Facebooku znajdziesz mnóstwo informacji i materiałów o tym, jak muzułmanie są prześladowani np. w Indiach. Pewnie niejeden imam naucza, że to islam jest najbardziej prześladowany. A wracając do Indii, prześladują tam wszystkich, którzy nie wyznają hinduizmu, a więc także i chrześcijan. A to mnie prowadzi do drugiego punktu – nie tylko radykalny islam winien jest prześladowania chrześcijan. Choć w czołówce krajów, gdzie chrześcijanom żyje się najgorzej są kraje muzułmańskie (Pakistan, Egipt, Mali, Indonezja), znajdują się także kraje, gdzie tylko połowa społeczeństwa wyznaje islam (Nigeria, Czad – nadal jednak chodzi o prześladowanie ze strony radykalnego islamu), aż po kraje o bardzo niewielkim odsetku muzułmanów, gdzie prześladowania nie mają podłoża radykalizmu islamskiego (Indie, Meksyk).

No i znowu. Czy jak pojedziesz na wakacje do Egiptu, to zginiesz tam za wiarę? Nie. Czy możesz tam pójść do kościoła? Możesz. No to o co chodzi?

Ograniczmy się więc do Bliskiego Wschodu, gdzie problem – o ile istnieje, bo rzecz jasna nie zawsze ma miejsce – ma podłoże w radykalnym islamie. Moim skromnym zdaniem sedno tkwi właśnie w tych słowach „radykalny islam”. „Umiarkowany (a więc pokojowy) muzułmanin”. Słyszymy to sami i nawet nie zdajemy sobie sprawy, co tkwi w tych słowach. „Przecież znakomita większość społeczeństwa to umiarkowani muzułmanie”. Zgadza się! Są super gościnni, przyjacielscy i szanują moją religię. Ale ja mam pytanie: Dlaczego trzeba być „umiarkowanym” muzułmaninem, żeby być przyjacielskim i szanować inną religię? Jeśli islam to religia pokoju – to czy jego radykalna wersja nie powinna być radykalnie pokojowa? Czy żeby być pokojowym, muzułmanin musi niejako ochronić samego siebie przed własną religią, nie przyjmować jej w całości, gdyż całość (ta radykalna) już taka pokojowa nie jest?

Już słyszę te głosy. „Przecież niejeden chrześcijanin krzyż na szyi nosi, a innowierców by i tak pozabijał! W każdej religii są szaleńcy!”

Racja. W każdej religii mogą zdarzyć się skrajne postawy. Choćby jednak zjawisko zabijania muzułmanów w imię Chrystusa było powszechne, to mam pytanie: czy jest ono wynikiem oficjalnego nauczania Kościoła, czy „oddolną” inicjatywą szaleńców?

Tu docieram do sedna sprawy, a jest nim nauczanie autorytetów religijnych. Gdyby więc chrześcijański szaleniec w jakikolwiek sposób prześladował muzułmanina, sprzeciwia się on nauczaniu swojej własnej wiary. W przypadku KK sprawa jest prosta – nad księdzem jest biskup, nad biskupem Papież, a nad Papieżem Katechizm Kościoła Katolickiego, który wyznacza oficjalną, jedną i spójną interpretację Biblii. Na tej podstawie można łatwo „udowodnić” nadgorliwemu katolikowi, kiedy postąpił wbrew swojej własnej wierze. Kościoły prawosławne i protestanckie nie mają co prawda jednego zwierzchnika, pod niektórymi względami różnią się w interpretacji spornych kwestii. Tu jednak z pomocą przychodzi najważniejsze przykazanie – „Będziesz miłował Pana Boga swego, a bliźniego swego jak siebie samego.” Miłosierdzie jest papierkiem lakmusowym chrześcijanina i trzeba byłoby mocno się nagimnastykować, by wytłumaczyć zgodność prześladowania innych wiar w świetle chrześcijańskiego nakazu miłości nieprzyjaciół i nadstawiania drugiego policzka (a dodam, że jestem daleka od tego, by nazwać przedstawicieli innych wiar swoimi wrogami, tym bardziej wiec jest dla mnie oczywistym, że moja religia nakazuje mi ich szanować).

Tymczasem w islamie nie ma jednej, spójnej i wyznaczonej ścieżki interpretacji Koranu. Jest mnóstwo szkół interpretacji, a nawet wewnątrz nich poszczególne kwestie też bywają niespójne. Jeden imam powie tak, a inny inaczej. Imamowie uczą się Koranu oraz hadisów – zapisów tradycji na temat życia Proroka Mahometa. Na ich podstawie można próbować wydać dany osąd – „skoro Koran nie stwierdza czegoś jednoznacznie, ale w takiej sytuacji Prorok zachował się tak, to znaczy, że to jest poprawną interpretacją tego wersetu.” Na zasadzie pewnej analogii. Same hadisy są w różnym stopniu wiarygodne – w zależności od „raportujących” je osób i… bywają między sobą sprzeczne.

Jest więc dosyć podobnie jak u wspomnianych wyżej prawosławnych i protestantów – nie ma jednej ścieżki interpretacji Koranu. No więc co jest podstawową wartością religii, przez którą można by „przesiać” zachowanie muzułmanina i dowiedzieć się, czy jego zachowanie jest zgodne z jego własną religią? Odpowiedź na to pytanie tkwi w samym słowie „islam”, które oznacza „poddanie się [Bogu]”. Innymi słowy, islam nikogo nie namawia do żadnego „umiarkowania”. Jeśli chcesz być dobrym muzułmaninem, masz być radykalny. No dobrze, tylko skąd masz wiedzieć, czego Bóg od ciebie chce, abyś mógł poddać się Jego woli? Z Koranu – OK. Muzułmanie czytają. Senny i poetycki język Koranu jednak nie wyjaśnia jednoznacznie, jak mam potraktować sąsiada, który był muzułmaninem, a właśnie przyjął chrzest. Hadisy? A kto ma czas przeczytać je wszystkie? No jak to kto? Imam! Przecież to studiował, to pewnie wie, prawda?

Właśnie. Imam wie. Jeden imam wie jedno, a inny co innego. I dokładnie taki jest islam. Niejednorodny. Nie ma nad nimi jednego zwierzchnika. Najwyższą władzę ma mufti danego kraju (mówię teraz o islamie sunnickim). I tak mufti Syrii chadza sobie do restauracji na kolację z chrześcijańskim biskupem (widziałam to na własne oczy), a mufti Egiptu w oficjalnym wywiadzie dla telewizji głosi, że muzułmaninowi konwertującemu na chrześcijaństwo (lub jakąkolwiek inną religię) należy się śmierć. Nie ponosi za to żadnych konsekwencji, a media nie odnotowują żadnych ulicznych protestów wśród milionów „umiarkowanych” egipskich muzułmanów przeciw słowom muftiego.

A co na ten temat mówią sami chrześcijanie Bliskiego Wschodu?

Gdy grillują sobie szaszłyki na balkonie w swoim własnym domu i wypłynie z rozmowy temat islamu… ściszają głos. Serio. Zapytani publicznie o to, czy mamy się bać islamu, odpowiadają dyplomatycznie, że „każdą religię można wykorzystać do złych celów”, a chwilę później w prywatnej rozmowie dodają „Boże, co to było za pytanie, chcesz wiedzieć? To ci powiem, tak, powinniśmy się ich bać.” Uczą swoje dzieci, żeby od najmłodszych lat nie wdawały się w żadne dyskusje na temat religii ze swoimi rówieśnikami. Znam osobiście osobę, która wdała się w internetową dyskusję na temat religii. To była kwestia kilku minut prywatnej (!) rozmowy, a nie publikacja jakiegoś obraźliwego elaboratu dostępnego dla wszystkich. Rozmowę opublikował w internecie jej rozmówca. Człowiek zaczął dostawać potem tyle pogróżek, że musiał naprędce wyjechać z kraju (na stałe, sytuacja miała miejsce ponad 2 lata temu).

Odpowiadając więc na tytułowe pytanie – czy chrześcijanie na Bliskim Wschodzie są prześladowani? Moim zdaniem i tak i nie. Moim zdaniem w takiej formie, jaką mamy teraz, islam może być tykającą bombą – a to dlatego, że muzułmanie nie kwestionują słów swoich religijnych przywódców. Poprawny politycznie świat Zachodu… również nie ma takiego zamiaruPrzecież cudzą religię trzeba szanować, a poza tym „u nas też tak było”. Wyprawy krzyżowe, palenie czarownic i tak dalej. No właśnie, otóż to! BYŁO! Dzięki komu mamy dziś cudownego Papieża, który na każdym kroku wzywa do pokoju? Dzięki ludziom, którzy pokornie milczeli wobec błędów Kościoła, czy dzięki ludziom, którzy na głos kwestionowali wszystko, co niezgodne z Ewangelią?

A więc ja też wzywam do tego, by nie milczeć, a przede wszystkim do tego, by nie stosować podwójnych standardów. Jeśli nie tolerujemy czegoś u siebie, nie powinniśmy tolerować czasem nawet o wiele gorszych rzeczy u innych. I odwrotnie – nie powinniśmy manipulować faktami, by oczernić „innych” robiąc wszystko, by nie dostrzegać problemów na swoim podwórku.

To chyba tyle. Jakby co, pamiętajmy, że milczenie jest przyzwoleniem.


Podziel się tym wpisem

Czytaj również